Kibice wracają na stadiony

29.05.2020, 14:01

Powiało optymizmem po piątkowej konferencji premiera Mateusza Morawieckiego. Ogłoszono bowiem, że od 19 czerwca na stadiony w Polsce będą mogli wejść kibice (maksymalnie 25 proc. pojemności obiektu).

Na początek szybki rzut oka na liczby, które mignęły mi na Twitterze. Jeśli chodzi o PGE Ekstraligę, to frekwencja byłaby następująca (no, raczej trudno sobie wyobrazić, że na jakimś stadionie nie będzie kompletu, biorąc pod uwagę głód żużla):

Gorzów - 4256
Częstochowa - 4213
Leszno - 4175
Zielona Góra - 3500
Wrocław - 3250
Rybnik - 2576
Lublin - 2450
Grudziądz - 2000

Z kolei pojemność stadionu Zdunek Wybrzeża wynosi 8 670 miejsc siedzących, więc jak łatwo policzyć na trybuny podczas meczów mogłoby wejść mniej więcej 2200 fanów.

Z jednej strony ktoś powie, że to mało. W porządku, ale od czegoś trzeba zacząć. Jeszcze parę tygodni temu nie było wiadomo czy jakikolwiek kibic wejdzie na stadion. Teraz mamy promyk nadziei, że sezon da się jeszcze uratować. I to z zapełnionymi trybunami.

Oczywiście taki stan rzeczy spowoduje oburzenie wśród kibiców, którzy na dane spotkanie swojej drużyny się nie dostaną. Jedni poczują się gorsi od drugich - nie można wykluczyć czegoś takiego. W pewnym sensie kluby będą zmuszone do wyselekcjonowania grupy kibiców. Cóż, takie czasy. Nie będzie się dało dogodzić każdemu. Część osób musi zdawać sobie sprawę, że nie wejdzie na każdy mecz (o ile oczywiście do momentu inauguracji sezonu nic się nie zmieni).

Raczej nie należy spodziewać się, ze jakikolwiek klub zdecyduje się na organizację imprezy niemasowej (a więc z liczbą widzów ograniczoną do 999). Co prawda wówczas koszta są znacznie mniejsze (mniej ochroniarzy na stadionie), natomiast jakoś nie chce mi się wierzyć, że mając do dyspozycji ponad dwa tysiące miejsc, jakikolwiek klub zdecyduje się ograniczyć tę liczbę do 999.

Swoją drogą, z ochroną też jest ciekawa sytuacja w obecnych czasach, bo i tak musi być jej więcej podczas meczów, żeby sprawdzać czy każdy przestrzega regulaminu (jeszcze nie wiadomo jak to będzie wyglądać, natomiast głównie chodzi o bezpieczny odstęp pomiędzy kibicami). Do tego należy doliczyć wynagrodzenie bileterek, kasjerek. Koszta rosną, ale też wpływy z biletów będą większe, więc tu wszystko się wyrównuje.

Teraz spójrzmy kto mógłby być największym przeciwnikiem wpuszczania ograniczonej liczby widzów. To znaczy, wiadomo, że każdy klub chciałby wpuścić jak największą liczbę kibiców. A w obecnej sytuacji najbardziej poszkodowane będa kluby, które sprzedały najwięcej karnetów. W PGE Ekstralidze mamy świetny przykład Motoru Lublin, który sprzedał wszystkie karnety.

Władze tego klubu będą musieli wybierać kto wejdzie na stadion, a kto nie. Ci drudzy zwrócą się o zwrot pieniędzy. I tak to się będzie kręcić, choć należy zrozumieć kluby w tej trudnej i niecodziennej sytuacji. Kolejna rzecz to zobowiązania wobec sponsorów, którzy też mają swoje miejsca na stadionie. Jeśli wpuścisz ich, a nie kibiców, to kibic znów może czuć się skrzywdzony. Paradoksalnie to, co było siłą klubu - wierni, liczni kibice - w warunkach pandemii może być wystawione na dużą próbę.

Swoją drogą, na jakiej podstawie wyliczono, że 25 proc. pojemności obiektu będzie optymalnie? Dlaczego 25, a nie np. 40? Od soboty nie trzeba chodzić w maseczkach, dopiero co otwarte na nowo zostały galerie, zakłady fryzjerskie, kina. Uważam, że ta 1/4 pojemności stadionu jest tylko na chwilę. eWinner 1. Liga ma wystartować w połowie lipca (choć nie jest to jeszcze potwierdzone), więc jest spora szansa, że jakiekolwiek dywagacje na nic się zdadzą, bo do tego czasu na trybunach będzie mogło zasiąść znacznie więcej fanów.

Tomasz Galiński

Autor: Redakcja